sobota, 29 listopada 2014

38. Proszę...

***perspektywa Eleny***


Chłopak złapał mnie za nadgarstki uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Wcale nie pomógł mi fakt,  że brunet położył się na mnie. Przez moje ciało przeszedł nie przyjemny dreszcz na myśl  co Alex chciał ze mną zrobić. W moich oczach pojawiły się pierwsze łzy,  które za wszelką chciałam ukryć. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając pierwszej lepszej drogi ucieczki. Na moje nieszczęście żadnej takiej nie było. 
Spojrzałam na twarz chłopaka,  na której gościł perfidny uśmieszek . Jego oczy błyszczały z rozkoszy. Cieszył się z takiej sytuacji a nie innej. Zachowaniem i wyglądem przypominał mi Marcina...

Jedną ręką trzymał moje nadgarstki nad moją głową. Drugą zaś zaczął jechać z dołu mojego prawego uda tak że trafił dłonią pod moją koszulkę,  którą z łatwością ze mnie ściągnął . W górnych częściach poczułam lekki chłód,  który chwilę potem zastąpił ohydny ciepły oddech Alexa . Momentalnie dostałam gęsiej skórki. Chłopak zaczął całować mnie po szyi gdy próbował dobrać się do moich spodni.
Nie mogłam pozwolić na to by doszło do czegokolwiek.  Zaczęłam wywijać moje ciało na każdy możliwy sposób by dać mu do zrozumienia że nie podoba mi się sytuacja,  w której aktualnie się znajdujemy . Brunet jedynie zaśmiała się na moje poczynania.
- Wiem,  że tego chcesz ... chcesz żebym cie rżnął ... będziesz krzyczeć moje imię suko. - wymruczał mi do ucha dając sobie chwilowy spokój z moimi spodniami by zacząć bawić się moimi piersiami. Moje serce gwałtownie przyspieszyło.  Bałam się i to bardzo. Nie chciałam przeżywać tego ponownie.  Nigdy więcej....
- Zostaw mnie ... proszę- powiedziałam dając upust łzą,  które w mgnieniu zamoczyły całe moje policzki.
- Dopiero jak skończę to co zacząłem .- kolejny raz usłyszałam jego perlisty a zarazem przerażający śmiech. Pod jego wpływem czułam jak moje ciało sztywnieje. W gardle pojawiła mi się ogromna gula dzięki,  której nie mogłam nic powiedzieć. Do głowy przychodził mi jeden pomysł,  który był jedyną deską ratunku. Nie zastanawiając się długo z całej siły kopnęłam go kolankiem w jego krocze. Nie było to łatwe ale udało się.  Brunet pod wpływem bólu skulił się spadając z kanapy. Od razu biegiem ruszyłam w stronę drzwi. W drodze złapałam koszulkę,  kurtkę oraz kozaczki. Usłyszałam kilka przekleństw skierowanych pod moim imieniem. Z tego co zdążyłam zobaczyć to Alex złapał się za bolące miejsce powoli wstając z podłogi. Drżącymi rękami chwyciłam za klamkę z hukiem zamykając drzwi. Miałam szczęście,  że nie spotkałam nikogo na korytarzu. Byłam w samym staniku nie licząc spodni oczywiście,  nie miałam na sobie butów oraz spływały ze mnie łzy. Potykając się o własne nogi wkroczyłam do windy gdzie szybko założyłam na siebie brakujące części garderoby. Otarłam twarz wierzchem dłoni co i tak nie wiele dało. Gdy dotarłam już na parter to dosłownie wybiegłam z budynku. Nie zatrzymywałam się ani na chwilę . Chciałam znaleźć się jak najdalej od Alexa. Nie przejmowałam się mijającymi mnie przechodniami,  którzy patrzyli się na mnie jak na nienormalną . Nie dziwiłam im się . Dokładnie tak samo bym pomyślała na ich miejscu.

Gdy nie miałam już siły musiałam przystanąć. Usiadłam na jednej z wielu ławek. Rozejrzałam się dookoła. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego,  że znalazłam się w parku. Byłam zaledwie pięć minut drogi do domu. Jednak nie śmieszyło  mi się tam...
Czułam wstyd oraz obrzydzenie do samej siebie. Znowu pozwoliłam na to,  żeby ktoś zbliżył się do mnie w taki a nie inny sposób. Tym razem nie starałam się  ukryć łez tylko pozwoliłam im swobodnie spływać po policzkach. Dopiero wtedy dotarło do mnie co tak naprawdę miało się stać.  Najbardziej bolało mnie jednak to,  że osobę,  którą uważałam za przyjaciela traktowała mnie jak zwykłą dziwkę. Gdybym nie uciekła to zgwałciłby mnie z uśmiechem na ustach.
Po tym wszystkim czułam się jak nic nie warty śmieć. Czy na serio jestem aż tak okropna?  Te pytanie cały czas krążyło mi po głowie.  To prawda...
Chciałam zignorować ciągle dzwoniący telefon ale coś w środku mówiłomi że nie powinnam. Spojrzałam na wyświetlacz,  który wskazywał już 23 oraz kilkanaście nieodebranych połączeń od chłopaków,  Kelsey a przede wszystkim Nathana. Zrobiło mi się ich żal . Martwili się o mnie,  ale nie byłam wstanie dać im jakiegokolwiek znaku życia. ... 



***perspektywa Nathana***



Do domu zajechaliśmy dopiero o 22:30. Każdy z nas resztkami sił wywlókł się z taksówki. Nikt nie miał ochoty dosłownie na nic. Chłopaki byli strasznie zmęczeni. Ja natomiast cieszyłem się że w końcu zobaczę się z Eleną. Nie widziałem jej od rana i szczerze mówiąc już nie mogłem doczekać się naszego spotkania. A co dopiero mówić o trasie w którą mieliśmy jechać już za tydzień na cały długi miesiąc.  Była by to katorga gdyby nie to że mogę ją zabrać ze sobą. El jeszcze o tym nie wiedziała. Miała to być niespodzianka,  którą chciałem jej wyjawić właśnie tego wieczoru.

Wchodząc do domu miałem bardzo dziwne przeczucie,  że coś się stało. Pokręciłem tylko przecząco głową. Pomyślałem,  że to na pewno przez stres. W końcu nie wiedziałem czy moja dziewczyna zgodzi się na moją propozycję. 
Gdy każdy z nas pozbył się już kurtki i butów ruszyliśmy w stronę salonu. To co tam zastaliśmy wcale nie było miłe.  A mianowicie zapłakana Kelsey siedziała na kanapie w salonie,  która kurczowo trzymała w ręce telefon. Wpatrzona była w wyświetlacz jakby czekała na jakąś wiadomość. Jak tylko nas ujrzała podbiegła do Toma wtulając się w jego tors. Głośno zaszlochała. Po chwili zwróciła się twarzą do mnie delikatnie odsuwając się od Parkera.
- Proszę powiedz mi że wiesz gdzie ona jest. - każdy jak na komendę spojrzał na mnie . Stałem pośrodku nich nie wiedząc o co chodzi. 
- Kelsey o kogo ci chodzi?   - zapytałem modląc się by to nie było związane z El.
- Kiedy wróciłam od koleżanki to jej już nie było.  Nie odbiera ode mnie telefonów. Jakby zapadła się pod ziemię...- wymamrotała.
- O kogo chodzi? - byłem przerażony . Podświadomie czułem,  że stało się coś złego. Spojrzenie blondynki mówiło wszystko za siebie .
- Ile to już godzin?  
- Ja jestem tu już od 20. Nie wiem czy czasami nie zniknęła już wcześniej. - po tych słowach automatycznie wyciągnąłem telefon i zacząłem dzwonić do brunetki. Za każdym razem włączała się poczta głosowa. 
- Idę jej szukać .- krzyknąłem zanim wybiegłem z domu . Nie dałbym rady siedzieć tam bezczynnie.

Nie było Eleny dobre parę godzin. Nadal istniała możliwość,  że poszła na spacer,  zakupy , cokolwiek . Niestety mogło się jej coś stać.  Zawsze ale to zawsze odbierała telefon...
Martwiłem się o nią i to bardzo. Nie wybaczyłbym sobie gdyby stała się jej jakaś krzywda. 
Szedłem w konkretnym kierunku. Chwilę później byłem już w parku . To zawsze tam szła gdy miała jakiś problem. Spacerowałem między alejkami dobre dziesięć minut aż nie zauważyłem drobnej postaci skulonej na jednej z ławek.  Od razu ją poznałem. Szybko podbiegłem w stronę dziewczyny....

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Mam nadzieje że ten cały Alex odczepi się wreszcie od El.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mnie zaciekawiasz ....

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje ze El powie Nathanowi i Kelsey prawde

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedna Elll znow ktos ja chcial wykorzystac tylko niech sie nie zalamuje :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest dobrze ale pisz dluzsze :)) zycze weny i czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :*
    Biedna Elena, dobrze, że udało jej się uciec, a Alex... Ehh najlepiej niech zniknie z życia Eleny i Nathana:) Jak już na początku wspomniałam rozdział świetny także nie pozostaje mi nic innego jak tylko życzyć Ci dużo weny ;) Pozdrawiam i do nn :-*

    OdpowiedzUsuń